sobota, 27 lutego 2016

Codzienność...

Dzisiaj wyjątkowo w wielkim skrócie słów kilka od nas. 
Amelka całą noc szalała, spała mi nawet przewieszona przez moją szyję, normalnie istne szaleństwo. Nie wyspałam się, wstałyśmy już o 8 i pół nocy było wiercenie. Teraz Amelcia śpi z tatusiem, bo ten po nocy dzisiaj, a ja sprzątam, piorę, gotuję.. jak zwykle ;) 

Nadal nie ma wieści w sprawie o przysposobienie Ameli, będę kontaktować się z sądem w poniedziałek, ponieważ wyrok w sprawie poprzedniej już się uprawomocnił i można śmiało działać, aby wszystko zakończyć. 
Bank nadal milczy, minęły już dwa tygodnie od złożenia kompletu dokumentów i cisza. Trochę mnie to denerwuje i chodzę taka nijaka. 
Znów babcia (mama mojej mamy) ma jakieś humory, znów coś jej nie pasuje, kłócą się z mamą, a ta wydzwania do mnie z płaczem.. normalnie mam tego dość. Babcia robi się coraz starsza, coraz bardziej dokazuje i dokucza. Nie wiem, co będzie później, bo rodzice z nią mieszkają i nie sądzę, żeby się to zmieniło.. Ehh..

Amelka coraz lepiej radzi sobie na dwóch nóżkach, nawet czasem jest jazda "bez trzymanki" - puszcza się w najmniej oczekiwanym momencie, ale robi wtedy "klap" na pupkę! :) 
Wstaje do telewizora i "wali" rączką w niego, trzeba uważać.
Ostatnio nie było mnie w domu dwie godziny, z malutką został tatuś. 
Dopiero może dwa dni temu przyznał się , że mała sobie chodziła.. bla, bla i nagle patrzy a ona przygnieciona krzesłem w kuchni.. o masz Ci los.. 
Był płacz i przykładanie zimnej łyżki do czoła, żeby mama guza nie widziała.. 
Teraz miałam trochę śmiechu z nich, ale jednak wtedy była bym zła. Z poprawką na to, że różnie to bywa i nie upilnuje się przecież idealnie dziecka.
Mamy cztery ząbki. Czekamy na prawą, górną jedynkę, która ciężko wychodzi, widać bardzo jak mała cierpi przy tym. Na szczęście najgorsze już na razie za nami.
Kilka nie przespanych nocy z noszeniem małej na rękach, płacz, a wręcz wycie z całych sił, mimo Nurofenu.  Samej chciało mi się płakać w pewnych chwilach. 
Dziś widzę, że małej lepiej, ale nie chodzimy na razie na spacerki, dajemy jakoś radę w domu. 
Gardło, które też miało "słowo" w tych boleściach przeszło całkiem jak na razie, leków nie bierzemy i całe szczęście wstrzymałam się i nie dałam małej antybiotyku, trzy dni gorączki minęły i na tym koniec. 

Wciąż od kilku dni zastanawiam się kiedy ten czas zleciał, że mała na początku marca  skończy już roczek. Była taka maciupeńka, a teraz taka z niej dziewczyneczka!




A tak właśnie lubię lizać lodówkę, ściany i szyby.. ;) 
 


Zastanawiam się jak ją zostawię po powrocie do pracy i jak sobie poradzimy, raczej nie będę mogła liczyć na babcię, która ma się jeszcze całkiem dobrze, bo jak to powiedziała mojej mamie: "Nie będzie już gotować, ani sprzątać, ani robić zakupów, bo nie jest niczyją służącą!!!".
Czyli sądzę, że tyczyło się to również nas.. nie będzie nam służyć jako niania do Amelki. 
W porządku. Damy radę sami.
Podejrzewam to, bo mama tak dziwnie mówiła, a sama kiedyś wspominała, że babcia to na godzinę, dwie i tyle.. więc cóż. 
Myślałam o żłobku, ale nie chciałabym, wiem też, że muszę zacząć w czerwcu po urlopie pracę, jeśli uda się wszystko z domem, będziemy potrzebować pieniędzy na centralne.. więc muszę pracować. 
Ale jesteśmy silni, jesteśmy rodziną - Amelka, Ja i mąż. Damy radę. Kochamy się przecież. 

Kończę, dopijam kawę i biorę się za dalsze sprzątanie. :)
Pięknie świeci słońce, pies się wygrzewa w słoneczku, może jednak przyjdzie już wiosna?! :) 

 

wtorek, 23 lutego 2016

Historia smutnego psa i choróbsko małej...

Często w głowie układam słowa, które chciałabym napisać właśnie tutaj, a później kiedy przychodzi czas i chwila na napisanie posta wszystko ucieka mi z głowy. Zawsze jest tak samo, jakoś nigdy nie mogę albo nie mam chwili, bo muszę coś.. i tak w kółko, a później masz ci babo placek. :)

Ostatnim razem zapomniałam napisać o piesku, młodym.. brązowym, ślicznym, ale smutnym Spanielu. Kilka dni pod naszymi oknami przesiadywał i kręcił się pod blokiem pies z obrożą, rasowy. Zastanawiałam się kto go tak wypuszcza i czy nie boi się, że ktoś go złapie po prostu. 
Któregoś dnia mąż wyszedł ze śmieciami, pies siedział, więc mąż go przywołał do siebie, a ten biedny podszedł. Mąż zauważył karteczkę przy obróżce. Pisało: "Zaopiekuj się nim, bo ja nie mogę!". 
Wrócił do domu i opowiedział mi, że ten to właśnie młody piesek, który od kilku dni siedzi tak pod blokiem musiał być najwidoczniej nieudanym prezentem na święta dla jakiegoś dziecka i ktoś chciał się go pozbyć, więc wyrzucił go z domu. 
Serce mi pękało, ale nie miałam możliwości, żeby zabrać go do mieszkania, bo jest mała i nasz pies. Tego dnia calutki dzień lało.. a pies siedział wiernie, czekając.. Siedział na deszczu cały dzień.. 
Mówiłam do męża, aby coś z tym zrobić, że zaraz zacznę płakać, że tak nie można! 
Wyszłam do niego, okazał się być milutkim, młodym, uroczym i przemoczonym do suchej nitki pieskiem, który był okrutnie wygłodzony, dałam mu kiełbaski, które zabrałam dla niego, jadł mi z ręki. Nie bałam się, bo widać było, że jest spokojny. Zjadł i chciał więcej, chciał później ze mną do domu. Zrobiłam mu zdjęcia, wstawiłam na Fb nawet, czy ktoś nie chce, bo jest taki i taki piesio z karteczką.. 
Zrobiłam mu nawet zdjęcie.. 


Wysłałam też MMS do kilku osób. Całe szczęście nie wiele później szukałam pieska, bo jechały już po niego cudowne i znajome osoby. Dzisiaj mieszka nie daleko mnie, jest szczęśliwi, a właściciele kochają psy ponad wszystko. Jest mu dobrze, sucho, ciepło, ma jedzenie, legowisko i kochających właścicieli, którzy mają domek z podwórkiem! :) 

Nikt go nie szuka, ja wiem czyj to pies i wiem, że był dla tamtych ludzi nie wygodny. Nie chcieli go. 
Ale nie potrafię zrozumieć jak tak można..  
Sama często mam nerwy na nasza psinę, ale nigdy bym jej nie wyrzuciła na ulicę!
Bo jest częścią nas, mieszka z nami, jest członkiem naszej rodziny, a poza tym pies to najwierniejszy przyjaciel człowieka <3

***

Amelka od poniedziałku rano gorączkuje, cały czas mamy na termometrze 38.5 C.. 
Wczoraj wieczorem czuła się źle, zastanawiałam się nad pogotowiem, ale po Nurofenie spadło nam o stopień do 37.5 C. 
Dzisiaj już o 8 byliśmy z Amelką u naszego lekarza, dostała coś na grypę, gorączkę i gardełko. 
Umówiliśmy się z lekarzem, że jeśli będzie się dzisiaj w dzień i w nocy utrzymywać temp., to rano podamy jej antybiotyk Ospamox. 
Wyczerpałam baterie w termometrze przez to ciągłe mierzenie temperatury ;)

Mała dużo śpi, jest wyczerpana. Minimalna temp., to ciągle 37.7-38.0 C.. bez rewelacji. 

Miejmy nadzieję, że wkrótce przejdzie wszystko.
Ogólnie to temperatura jest z powodu gardła i ząbkowania.. trochę to i trochę to. 
Mamy dwie dolne jedynki, Górną jedynkę z dwójką, a jeszcze przebija się powoli jedynka górna z dwójką obok. Szaleństwo, wszystko na raz! 

***

Dzisiejszy dzień spędziliśmy u lekarza rano, później byliśmy na wsi u rodziców męża, bo przyjechały córki jego siostry (duże pannice już), ale chcieliśmy się przywitać. Nie byliśmy długo, bo Amelka w kiepskiej formie. 
Posiedzieliśmy, zjedliśmy obiad, później było cudowne ciasto Tiramisu i kawusia. <3
Wróciliśmy do domu po 14, mąż poszedł spać, bo był po nocy. 
My z Amelką miałyśmy trochę płaczu, trochę zabawy i trochę marudzenia! :) 

Ostatnio mała zaczęła stać przez kilka sekund sama bez trzymanki, ale jednak boi się chodzenia samemu jeszcze, kiedy czuje się nie pewnie to woli siadać. Radzi sobie już coraz lepiej, dzisiaj i wczoraj wieczorem pierwszy raz wstawała już do TV i waliła rączką w ekran.. normalnie trzeba pilnować, pilnować i jeszcze raz.. PILNOWAĆ! :)
Nauczyła się również sama wchodzić do łóżeczka turystycznego, oczywiście zamykam ją w nim jeśli nie chcę, aby wychodziła :) Pierwszym razem śmiesznie wyleciała, bo weszła, usiadła i chciała się oprzeć tu, gdzie odsunięte :D Miałam śmiechu, upadła na miękkie, więc było ok. ;)




Amelka nauczyła się również wymuszać wszystko, na co tylko przyjdzie jej ochota. 
Zrobiła się taka, że kiedy wspina się po naszych spodniach w górę i stanie, a my ją posadzimy, bo np. zmywam naczynia to maleństwo nasze wpada w szał nie z tej ziemi. :) 
Jest płacz, a raczej wycie, które jest specjalnie, wymuszone i słychać to bardzo, jedynie mąż daje się nabrać i staje się wtedy często "dobrym tatusiem" hehe, który bierze małą na pół minuty na rączki, po czym wkłada do łóżeczka np. i znów zaczyna się wycie syreny alarmowej na nowo ;) 

*** 

Nasze małe szczęście na początku marca skończy roczek, a z tej okazji zakupiliśmy śliczne baloniki, na których napisane jest...




 Do zestawu zamówiliśmy również RÓŻOWĄ świeczuszkę (na zdjęciu niebieska akurat), a dodatkowo girlanda, która ma krzyczeć tak jak reszta dekoracji, że nasza malutka dziewczynka ma już roczek! :) 



Chcę, żeby Amelka miała pamiątkę na całe życie, żeby miała co wspominać.  

***

Decyzji o kredycie nie ma w dalszym ciągu. Tzn. decyzje otrzymaliśmy od strony finansowej na poziomie oddziału, ale obawiam się centrali, chociaż chyba zupełnie nie potrzebnie, ponieważ oddział wydał zgodę na kredyt i stwierdził, że posiadamy zdolność kredytową. 
Osoba kontrolująca nieruchomość, również życzyła miłego mieszkania, bo byliśmy w czasie jej przyjazdu, aby pokazać dokumenty domu, ponieważ właściciel mieszka daleko, a otwierała znajoma tylko osoba.
Ogólnie dom wypadł bardzo dobrze, poza jednym dokumentem, który dostarczyłam na drugi dzień do placówki banku. 
Oczekujemy teraz.. chyba maksymalnie do trzech tygodni, chociaż osoba zajmująca się naszym kredytem stwierdziła, że bardzo chce "zakończyć sprawę" naszą do końca lutego i liczy, że tak właśnie będzie. 
Poza widzi mi się banku (centrali) nie powinno byc złej decyzji..
-finansowo wszystko ok,
-dom bardzo ok,
-dokumenty w sumie ok,
-dofinansowanie na MDM zablokowane w dniu dostarczenia dokumentów i umowy przedwstępnej, 
Wszystko wygląda dobrze, ale bank centrala to jednak centrala.. 
Dopóki nie podpiszemy umowy o kredyt z bankiem, będę się zastanawiać, czy wszystko w porządku i czy się uda, czy będzie, a może jednak coś pójdzie nie tak. 
Muszę mieć wszystko na papierze, czarno na białym.  

***

Ponieważ czuję, że smucę już za długo, to kończę wpis, dodając tylko krótko, że wiedziałam doskonale jak będzie, że szwagierka zachodząc zrobi z siebie cierpiącą ofiarę, która jest w ciąży i trzeba na nią dmuchać, chuchać i piastować ją ciągle. Po prostu ŻAL! 
Wkur*ia mnie to okrutnie, drażni mnie zachowanie mojego męża w tej całej sytuacji, który dla mnie przy tym jest głupcem. Ale nie mam sił, ani nerwów, żeby poruszać głębiej ten temat i sytuację jaką stwarza w okół siebie ten "pępek świata" !  ŻAL i to wszystko :] i kropka. 

***

Ostatecznie jest wieczór, idę pic melisę na uspokojenie jakieś i prasować córci ubranka :) 






niedziela, 21 lutego 2016

Niedziela :))

Mąż dzisiaj jak zazwyczaj w niedzielę znowu w pracy, a z resztą i tak ma jakiegoś focha ;) 
My z Amelką dzień spędziłyśmy u rodziców i babci z mojej strony. 
Zjadłyśmy obiad, była kawusia i ciasto.. 



W piątek miałam rozmowę o pracę.. jak się okazało naburmuszone PANIE wypytały mnie jak w szkole dosłownie o wszystko, co wiem, po czym stwierdziły, że jednak nie fajnie, że chcę zmienić pracę, że jestem jeszcze na macierzyńkim (który chcę przerwać w razie dobrej pracy), że w sumie to szkoda, że nie mam statusu bezrobotnej, że jak nie mam w czymś doświadczenia z pacjentami to nie powinnam pisać w CV, że coś potrafię (ale halo, halo, może nie mam Bóg wie ile doświadczenia, a jednak MOGĘ wykonywać daną czynność, bo mam kwalifikacje!!!), tak czy tak GRZECZNIE i to wyjątkowo grzecznie jak na moją nerwową osobę podziękowałam, bo tak wypadało i wyszłam. Zła na siebie, że w ogóle marnowałam swój czas na takie osoby :) 
Wróciłam Amelkę, pojechali teście, którzy w tym czasie opiekowali się malutką.. 
Zjadłam obiad, uśpiłam malutką i czekałam na męża, który miał za niedługo wrócić :)
Patrzę.. dzwoni jakiś obcy numer, najpierw pomyślałam o banku.. odebrałam, a tu "szanowna" PANI dama.. jedna z tych z rozmowy o pracę.. 
Że może chciałabym jednak u nich pracować, ale że najpierw na 3 miesiące na staż ,a po nim 3 miesiące praca (a w ogłoszeniu szukali na umowę na czas określony od razu na 2 lata!), że gdybym się zwolniła, poszła o staż itp, itd.. 
Powiedziałam, że faktycznie chcę pracować w zawodzie, ale nie zamienię dobrych warunków pracy na gorsze i to dużo gorsze, że jednak dziękuję i nie ma takiej możliwości, jeszcze zapytała, czy nie chcę zmienić pracy, powiedziałam tylko, że OWSZEM.. na lepszą :) 
Jednym słowem PORAŻKA, ale znajdę.. mam czas. Nie wspomniałam, że jedna z PAŃ bazgrała coś na moim CV.. 
Wydaje mi się, że tak nie traktuje się przyszłych pracowników, jeśli jest się trochę inteligentnym i ma się trochę ogłady :)
To zdecydowanie nie było dla mnie! :) 

Bank nadal milczy, w tym tygodniu jutro rozpocznie się drugi tydzień czekania na decyzję centrali w sprawie kredytu. Może się odezwą, na to liczę. Nie mogę już nic z nerwów. 
Swoją drogą, co ma być to jednak będzie choćby nie wiem co. 

W zasadzie nic nowego więcej u nas nie dzieje się. 

Amelka wkrótce będzie świętować roczek, ze względu na wydatki związane z kredytem, nie będzie to ekstra impreza, po prostu kto ma przyjść to przyjdzie, będzie torcik, kawusia.. girlanda, baloniki.. skromnie, ale pięknie :)
Córeczka wspina się, staje przy wszystkim, często łapie zająca, ale nic poważnego się na razie nie wydarzyło, czasem trochę popłacze. 
Nauczyła się wymuszać i nauczyła się tego perfekcyjnie. Tata najczęściej daje się nabrać :) 
Ja przywykłam, a wieczorami, żeby poszła spać, muszę czasem krzyknąć, bo są wygłupy i nie chce się spać, choć nie raz jest już bardzo późna godzina na zegarku. 
Największe zainteresowanie ostatnimi czasy to samochodziki, których Mała ma już 4 sztuki, raczkuje i trzyma jednego w ręce i jedzie :) a druga sprawa to książeczki z przedmiotami, zwierzątkami, mamy nawet taką gdzie są odgłosy wiejskich zwierząt, Amelka ją uwielbia :) 

Nie piszę więcej, zbieram się powolutku za podsumowanie roku małej, dużo się działo, więc będzie troszkę do napisania. 
Czekamy obecnie na rozstrzygnięcie sprawy z małą, niech to się już zakończy, bo rok to zdecydowanie za długo! 

Odezwiemy się wkrótce! :) 


Czas i na mnie... Odpowiadam.. :)

Jakiś czas temu Tygryski wciągnęły i mnie do tej zabawy, więc przyszedł czas na odpowiedzi z mojej strony, wcześniej nie miałam chwili spokoju, aby móc tak na spokojnie coś napisać..


1. Pierwsza strona, na którą zaglądasz po włączeniu Internetu.
Zdecydowanie jest to Facebook, bądź też gmail (często czekam na maile albo wiadomości, na gmailu od niektórych z Was :) a na Fb od dziewczyn, które razem z nami były w grupie w OA) :)
 
2.  Post, którego pisanie sprawiło Ci najwięcej przyjemności.
Posty te dotyczą pierwszych informacji o naszym małym szczęściu (ten telefon, droga po malutką i powrót do domu, tak jak i pierwsze dni), a tak na prawdę wszystkie posty są wyjątkowe :)
 
3. Trzy dobre rzeczy, które spotkały Cię dzisiaj.
Dzień dopiero się rozpoczyna, pierwsza cudowna rzecz to poranne przytulenie ze strony córci, uwielbiam jak sama się do mnie tuli <3
Druga to kawa z mlekiem o poranku, a trzecia.. hm.. być może gdzieś tam czyha na mnie, dzień jest długi ;)
 
4. Fobia/natręctwo/dziwny nawyk – czy któreś dotyczy Ciebie?
Nie lubię, gdy ktoś pije z mojej szklanki/kubka, nawet mam swój widelec w domu, łyżeczkę i ulubione talerzyki.. z mężem, dzieckiem mogę jeść tym samym, ale nie dotyczy to już innych..Jeśli muszę to ok, ale jakoś nie specjalnie.. ;D
 
5. Lubisz ludzi, którzy...
Są szczerzy, nic nie kryją i nie trzymają w sobie, tylko piszą/mówią prawdę, sama mam niewyparzony jęzor i często mówię za dużo, ale uważam to za zaletę, bo lepiej byc prawdomównym, niż ściemniać, kręcić i być fałszywym. 

6. Zabawne wspomnienie z dzieciństwa.
 Jest ich trochę, ale przytoczę jedno wspomnienie, które dotyczy wizyt na wsi u prababci. Miałam może z 5 lat maksymalnie, jeździliśmy tam czasem w odwiedziny (zanim babcia zamieszkała z nami), nigdy nie chciałam przejść przez podwórko, krzyczałam do rodziców, żeby zabrali te drzewa! (trawę!)  ;) 

7. Jak wygląda Twój breloczek do kluczy?
Klucze mamy wspólne z mężem (a zestawy, w zależności od tego, kto jakie auto zabiera) przy tym, który zabieram częściej ja jest mini latareczka/brelok, a przy drugich kluczach portfelik na pilot do auta ;)
 
8. Jeden sposób, który usprawnia/ułatwia organizację domowego życia.
Dzielimy się domowymi obowiązkami z mężem, ja gotuję i sprzątam, on robi zakupy, wiesza pranie, itp.. ;)
 
9. Gdybyś mogła odbyć podróż w czasie, gdzie chciałabyś trafić i dlaczego?
Jeśli miałabym się gdzieś przenosić.. chyba bym tego nie zrobiła, jest mi dobrze tutaj, gdzie jestem. Przy mężu, a przede wszystkim przy Amelci :) Zastanawiałam się, co napisać i to zdecydowanie jest ta odpowiedź :)
 
10.Gdybyś mogła wybrać sobie talent, co by to było?
Zastanawiałam się długo. Może po prostu chciałabym jakoś zawodowo COŚ znaczyć, mieć swój gabinet albo firmę i to wszystko :)


11.Ulubiony serial. *
Nie koniecznie mam czas, ale jak oglądam to na Tv4 : Włoska narzeczona, albo Kotka ;)
Kiedyś lubiłam seriale..
taki serio ulubiony The Walking Dead  <3







piątek, 12 lutego 2016

12-02-2016

Od poprzedniego razu trochę się u nas zmieniło. Sama nie wiem.. na lepsze? czy na gorsze? Wydaje mi się, że po prostu biegnie wszystko do przodu. Najważniejsze, że nie stoi nic w miejscu, jak było niestety przez kilka miesięcy.. :)

DOM - dla mnie jest to miejsce, w którym wszyscy czujemy się jak rodzina, czujemy się dobrze, chętnie tam wracamy, kochamy się, szanujemy, rozmawiamy ze sobą szczerze i o wszystkim, jesteśmy dla siebie, jest to takie miejsce na ziemi, które jest tylko nasze. 
Takie miejsce być może zagości i w naszym życiu. Bardzo tego chcemy, staliśmy się rodzicami, pragniemy dać dziecku jak najlepsze warunki do rozwoju, dlatego też zdecydowaliśmy się na zakup domu na wsi. Nie daleko od naszego miasteczka, bo jakieś 10 minut drogi autem. Blisko rodziców męża, bo tylko około 2 km. 
Dom ten jest piętrowy, ma cudowny salon z aneksem kuchennym, dwie łazienki, trzy sypialnie, taras, garaż i pomieszczenia gospodarcze. Idealny dla rodziny 2+2, którą planujemy. 
Bardzo chcemy mieć dwoje dzieci, pierwszym jest Amelka, drugie może wkrótce będzie? Kto wie? Jeszcze nie wiemy jaką drogą, ale tu wszystko w rękach Boga oczywiście. 
Wcześniej w grę wchodziła jedynie adopcja, ale jak widać nie wiadomo, co komu pisane. 
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, jutro podpiszemy przedwstępną umowę z właścicielami nieruchomości, w poniedziałek doniesiemy do banku resztę dokumentów, ktoś przyjedzie wycenić dom z banku, a później pozostanie czekać na ruch banku. 
Pierwsze zielone światło dostaliśmy właśnie w środę, mamy zdolność i zgodę na kredyt ze strony finansowej. Cieszymy się bardzo, ponieważ moje zarobki są obecnie z boku. Powodem jest urlop macierzyński, którego bank nie uwzględnia w zdolności. 

Więc jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem w wakacje zamieszkamy w domu, bo wcześniej z różnych względów nie będzie szans, bo klucze jeśli dobrze wszystko pójdzie otrzymamy najpóźniej do końca kwietnia. 

Dom - na wsi, małej wsi, nasze miejsce na naszym kawałku ziemi. 

Zorientowałam się w sprawie powrotu do pracy. Kierowniczka czeka na mnie chętnie i wracam do pracy od początku czerwca z końcem macierzyńskiego. Będzie kredyt, musi być praca. Wiadome.
W między czasie poszukam pracy w zawodzie technik masażysta/ fizjoterapeuta, muszę i chcę.

Za miesiąc roczek naszego dziecka, dokumenty są w porządku, czekamy na uprawomocnienie (co już pisałam) i będziemy dzwonić do sądu w poniedziałek o informacje dotyczące terminu sprawy o przysposobienie. Liczymy, że zakończymy wszystko w marcu, ale teraz wiemy, że będzie dobrze.

Amelka.. rośnie, próbuje wstawać coraz częściej, ale czasem zapomina się i upada. 
Dzisiaj byłam cały dzień zestresowana, rozdrażniona, zmęczona sprawdzaniem dokumentów do banku, dotyczących nieruchomości, umowy przedwstępnej, tym również, że mało spałam.. i Amelcia znów się przewróciła, chociaż pokazywałam jej, że nie wolno, a już sporo rozumie, tylko na złość robi.. Uderzyła się, płakała, a ja zamiast ją przytulić to wzięłam na ręce, ale mówiłam, że jest nie grzeczna, nie wolno.. byłam zła. 
Teraz też jestem.. wściekła.. ale na siebie, bo powinnam ją przytulić.. To dowód na to, że nie jestem idealną matką, ale chyba nigdy nie będę, bo czy  istnieją ideały?

Teraz zrobi się może wkrótce spokojniej. Będę mogła spać normalnie. Będzie dobrze. 

Dzisiaj dzień zleciał. 
Jutro wracam męża mama z pracy (nie było jej trzy miesiące), najpierw jedziemy z umową, a później do teściów na kawę, posiedzieć. 
Później mąż idzie do pracy, na noc. Służba to służba. 

Amelka ma dwie jedynki, ale wychodzi już dwójeczka na górze, słodko wygląda z tymi ząbkami. Tylko strasznie zgrzyta :) bo ma jedynki dwie na razie i jedna dół, druga góra.. szaleństwo! :) 

Kochamy ją najbardziej na świecie! Jest naszym oczkiem w głowie. Nasza maleńka, duża dziewczynka! <3


wtorek, 9 lutego 2016

Uregulowana sytuacja prawna.

Tak, tak, tak.. w końcu. Sytuacja prawna naszego dziecka została uregulowana w poprzednim tygodniu. W końcu po roku czasu. Pisma podziałały, jak również interwencja opiekuna prawnego małej. Była zmiana sędziego, który przytrzymał sprawę od listopada, a ten raz, dwa zakończył całe postępowanie i wszystko jest ok. 
Mamy jeden aktu urodzenia, czekamy na uprawomocnienie, a także wyznaczenie terminu sprawy o przysposobienie, która to ma się odbyć zaraz po uprawomocnieniu tej. Jutro mam dzwonić, czy wyznaczono już jakiś termin i jak się na to zapatruje Pan Sędzia, który jak nam wiadomo od początku jest "człowiekiem z sercem", bo zadecydował, że malutka będzie z nami, a nie gdzieś tam, więc wiemy, że chce teraz zakończyć sprawę szybko, abyśmy w końcu mogli odetchnąć. 

Dzisiaj był piękny, słoneczny.. no może troszkę jak u nas wietrzny dzień, ale po południu zrobiło się całkiem sympatycznie. 
Południe spędziłam na spacerze po rynku, zakupach z Amelką. Spacer był przyjemny. Odwiedziłyśmy babcię (moją mamę) w pracy, ciocię (która pracuje razem z mamą), spotkałyśmy wiele przyjaznych nam osób. 
Amelka dostała ode mnie dzisiaj w prezencie na 11 miesiąc, który właśnie dzisiaj śliczne spodnie dresowe z 5.10.15 takie wpadające w krem/zloty :) i śliczne body z dwoma jeżykami i serduszkiem nad nimi :), a jeszcze była grzechotka, taka tam.. kolorowa. 

Wczoraj składaliśmy dokumenty (od strony naszej- finansowej) dotyczące kredytu, którym jesteśmy zainteresowani. Dzisiaj otrzymałam wstępnie telefon, że delikatnie nie mieścimy się w zdolności kredytowej, ale może da się to jakoś rozwiązać. 
Mąż zarabia sporo, jednak z kilku tam względów z małą, moim urlopem i takie tam jest jak jest. 
Całe szczęście są duże szanse, że się uda. I oby, bo spać nie mogę po nocach. Bardzo się denerwuję tym wszystkim. 
Z właścicielami udało się dogadać. Doszliśmy do porozumienia i wszystko jest ok. 
Jeśli strona finansowa w banku da nam zielone światło to w sobotę podpiszemy umowę przedwstępną ze Sprzedającymi dom. 
Ale tu proszę nie gratulować.. nic nie wiadomo jeszcze.
Wcale się nie cieszę, bo nie wiem jeszcze, czy faktycznie będzie kredyt, czy nie. 

TU UWAGA! Osoba sprzedająca posługuje się agencją nieruchomości, gdzie na pierwszym spotkaniu Pan reprezentujący (pośrednik) poinformował nas, że Sprzedający podpisał z nim umowę, że to MY PŁACIMY 2% wartości nieruchomości jemu. Zgodziliśmy się. (Listopad to pierwsze spotkanie było). 
Dziś mam osobiście kontakt ze Sprzedającymi, z którymi się sama dogadałam co do ceny i wszystkiego. Okazało się, że to oni płacą 2%, a chcieli podpisac pośrednicy drugą umowę z nami od początku, na co my odwlekaliśmy to do momentu zakończenia negocjacji i wyjaśnienia wszystkiego. 
Pośrednik nie prowadzi już sprawy, chciał nas naciągnąć z tego wychodzi. 
Uniknęliśmy zapłaty za nic. Mamy dodatkowe pieniądze chociażby do wkładu własnego. 
TAKŻE UWAŻAJCIE NA NACIĄGACZY I OSZUSTÓW.
Później zasłaniał się, że chciał i nas reprezentować, ale my wiemy jak do nas mówił, co mówił. A poza tym nie szukaliśmy pośrednika nieruchomości, a DOMU w sprawie którego zgłosiliśmy się do niego. ;)

Tak poza tym jak napisałam Ameluśka zaczęła dzisiaj 11 miesiąc. Jest małym śmieszkiem, ale też więcej płacze i wymusza, że COŚ chce. Ciągle wystawia rączki, żeby ją nosić. 
Wyszły dwie jedynki, idą kolejne ząbki. Następna w kolejce jest dwójeczka górna. 
Chodzi trzymając się kanapy, mebli, łóżeczka. 
Zaliczyła kilka upadków, które były nieuniknione, a mąż stwierdził, że kupi jej zaraz kask ;)
Wzrost naszej modeleczki to 73 cm.. wysoka z niej dziewczyneczka. 
Liczę, że będziemy chodzić pięknie do roczku z tego co pokazuje malutka.. ale jeśli nie to przecież nic się nie stanie :) nawet chyba wolę ją jeszcze na czworaka. :)

Amelka daje nam mnóstwo radości, szczęścia, nie można się przy niej złościć na nic, ani smutki nie wchodzą w grę.. :) 
A tutuaj ona.. Nasze 11 miesięczne szczęście! 
Nasza wyśniona, wymarzona, wymodlona córcia! 




Jeszcze przesyłka, która idealnie przyda się za miesiąc... :)



Odezwę się wkrótce, ciekawe z jakim humorem ;) 



czwartek, 4 lutego 2016

Moje małe/wielkie szczęście!

Zbliża się roczek naszej córeczki.
Cieszę się ogromnie, że jest z nami od samego początku, że od właściwie pierwszych dni jej życia mogliśmy towarzyszyć jej i być obok. 
Oboje zarówno mąż jak i ja kochamy ją równie mocno od samego początku. Jest naszym skarbem, miłością i najcudowniejszym szczęściem! :) 
Tak często siedzę i myślę o tym wszystkim i mimo tych trudności z dokumentami i sądem wiem, że gdyby kolejny raz zadzwonił taki sam telefon również nie zawahali byśmy się, a wręcz przeciwnie wzmocnieni doświadczeniami i przeżyciami z całego roku jesteśmy silniejsi i bardziej pewni siebie, a co za tym idzie wiemy, co robić w takich sytuacjach i jak się zachowywać. 

Często zerkając w między czasie wyciągania świeżego ręcznika małej do kąpieli z szafy uświadamiam sobie jak urosła.. widzę wtedy rożki, w które ją zawijałam i tuliłam w pierwszych dniach jej życia i w pierwszych jej dniach w domu.. widzę mały ręczniczek, którym wycierałam ją początkowo. Widzę w szafce i pudełkach te maleńkie ubraneczka, które teraz nawet by nie weszły:) 

Najbardziej sentymentalne jest różowe ubranko, w którym przyjechała z nami do domu. Wszystkie rzeczy z tego dnia zapakowane są do jej pudełka wspomnień, które mamy i pielęgnujemy. Ale o nim innym razem. 

Pamiętam, kiedy pierwszy raz uśmiechnęła się do mnie nasza córcia, kiedy pierwszy raz ją dotknęłam i powiedziałam: "Jaka Ty jesteś malutka", trzymając ją na rękach i głaszcząc jej maciupeńką rączkę. Było to jeszcze w szpitalu. Płynęły mi łzy, a serce ściskało mnie tak mocno, że nie wiedziałam, co robić. 
 Później w domu to już jakoś było. Szczęśliwa cieszyłam się, że jest, a pierwsze noce wstawałam cały czas i sprawdzałam czy śpi i wszystko w porządku! :) 

Później pierwszy raz chwytała za palec, później pierwszą grzechotkę, a później to już zleciało, pamiętam jak pierwszy raz usiadła, jak pierwszy raz popełzła sobie, jak zaczęła raczkować, było też pierwsze "agu", a później długo "babaababa", dopiero po jakimś czasie usłyszałam "ma mma", a teraz kiedy ta moja mała, cudowna pociecha woła za mną "mama mama mamamama" chwytając mnie za nogawki, albo wyciągając do mnie rączki, wiem doskonale, że jest to świadome "mamaa" i czasem to, aż łzy same napływają mi do oczu. Łzy szczęścia, na które tak długo czekaliśmy. 


Uwielbiam, kiedy przytula się do mnie, kiedy wtula się w moje ramiona i czuję jak cudownie pachnie sobą, pachnie moim dzieckiem, córeczką, wymarzoną i wymodloną. 
Uwielbiam każdy jej uśmiech, każdy raz, kiedy to mnie uszczypie, każdy raz, kiedy zawoła znów "mamma", każde spojrzenie. 
Uwielbiam każdą chwilę spędzoną z moją małą córeczką. :)

Takiego samego szczęścia życzę wszystkim czekającym, wiem dzisiaj jedno.. warto czekać i chociaż czekanie jest niesamowicie ciężkie i trudne, to przychodzi ten czas, kiedy pojawia się dziecko i każda/każdy z nas wtedy rozumie, że naprawdę  WARTO BYŁO CZEKAĆ! :)

Dziś mija już przecież prawie rok (jeszcze trochę do niego, ale blisko), kiedy jestem mamą i jest to niewyobrażalne szczęście i prawdziwy dar od Boga. 
Mimo różnych smutków i problemów jakie wciąż napotykamy na swojej drodze jesteśmy niesamowicie szczęśliwi, wypełnieni miłością i dziękujemy za ten nasz mały, ale jakże ogromny promyczek, który świeci nam każdego dnia! :)


Tak dzisiaj jakoś czułam potrzebę wypisania się. :)

Dzisiejszy ranek..

 I wieczór...



środa, 3 lutego 2016

11 miesięcy córci...

W skrócie wielkim piszę na szybko, że u nas czas leci wciąż tak samo.
Amelka ma się całkiem dobrze, nie licząc wychodzących ząbków (6 jednocześnie idzie), poza tym widoczna dobrze dolna jedynka i przebiła się wczoraj górna jedynka :) 
Amelka próbuje już stać sama przy melbach. Jest niesamowita, nic się nie boi, że gdy upadnie będzie bolało. Robi wszystko, co chce. :) 
Nauczyła się w ostatnim czasie pięknie pokazywać kilka rzeczy: 
- "Jaka duża urośniesz?"
- "Ile masz kłopotów?"
- "Gdzie jest mama?"
- "Amelka brawooo!"
- "Amelka gdzie jest dzidzi? " (tu wskazuje na siebie na zdjęciach wiszących w salonie).
 Ulubione jest "brrrrr, brrrrrrr" podczas biegania w chodziku.
Uwielbia piosenkę disco "balujemy dziś w domu", przy której piszczy i wymachuje rączkami i cała skacze, prawdziwe szaleństwo!
Czasem zerka na bajkę "Ul - The Hive", ale głównie piosenka z niej ją interesuje! :)

Zawsze wita nas szalonymi piskami jak wracamy ja lub mąż do domu :) 
Mamie chętnie daje buziaczka! :) Otwiera wtedy całą zaślinioną buźkę i cmoook! ;)

Posiłku w ciągu dnia.. Jest ich 5. 
Pierwszy i ostatni to mlekunio z kaszką, środkowy to obiad. 
Zawsze koło 16-17 dostaje owocka, albo deserek.
Po pierwszym porannym mleku jest albo jajo, albo kanapeczka z wędlinką, albo twarożek, czasem Danonek albo inny serek. 
Często czytam, że tego nie wolno, tamto złe, a to ma mnóstwo cukru.. W tej kwestii jestem neutralna, wiem doskonale, że sama miałam słodycze w dzieciństwie ograniczane i później, kiedy już mogłam źle to wpłynęło na mnie, bo słodycze uwielbiałam i tylko to jadłam. Wydaje mi się, że z umiarem można, bez przesady. 
Dzieci lubią i będą, więc czasem coś słodkiego to nie grzech :) 

Waga Amelki z ostatniego czasu 9.5 kg. Jest wysoką dziewczyną, nie mierzyłam, a ubranka nosimy na 80-92 - w zależności od wielkości z danej fimry ubranek, bo jednak są spore różnice. 
Włosy mamy ciemne blond, a oczy cudownie zielone z odcieniami niebieskiego :)
I w tym miesiącu 11 miesiąc. 
W przyszłym miesiącu będziemy świętować roczek Meluśki! :) 

Jak bardzo szybko zleciało.. nawet nie wiem, dopiero była taka mała :) 

Kilka zdjęć malutkiej...

 Czasem u taty..
 Ale najlepiej u mamy... ;)
 A czasem z zabawkami.. :)


Ostatni wpis był dla mnie trudny , dlatego i tym razem nie piszę wiele. 
Dziękuję Wam za tak wiele ciepłych słów.
Chcę jednak zapewnić, że wyjątkowo serce moje uleczyła Amelka na tyle mocno, że nie mam czasu myśleć o tym, jakoś po prostu żal mi i smutno, że tak się wydarzyło, bo mogło by być zupełnie inaczej, ale nie chcę się w to zagłębiać. Widocznie tak jak 7 lat temu miało tak być i kropka. 
Żałoba pozostanie w moim sercu przez jakiś czas, jednak Amelka na tyle rozświetla moje życie, że jest takim opatrunkiem na ranione serce.. 
Amelka jest moją cudowną córką, która daje mi wiarę, nadzieję i sprawia, że nasze życie ma sens. 
Jest wszystkim, co mamy, jest prawdziwym szczęściem!
:) 
Dlatego chcę poświęcać się teraz jej, nie chcę się smucić, chcę się cieszyć z bycia z nią. <3

Kocham moją córeczkę <3
Kochamy ją wszyscy w rodzinie! <3 

Sprawa ma się odbyć w tym tygodniu, pozostaje oczekiwać na wezwanie na naszą sprawę po uprawomocnieniu po tej sprawie. Mam nadzieję, że wkrótce wszystko będzie zakończone! :)
I wtedy pozostanie nam żyć i cieszyć się życiem i sobą! :)