sobota, 6 września 2014

Kolejne dni mijają.....

Dzisiejszy dzień spędzam sama, nie mam zamiaru nigdzie wychodzić, a może jedynie z psem na spacer.. 
Za oknem piękne słońce i cieplutko, Beti obecnie wygrzewa się na słońcu na balkonie :) lubi to najbardziej :) 
Gotuję sobie właśnie kalafior na obiad i rozmyślam o tym wszystkim i o swoim życiu... 

Nigdy nie było łatwo i zawsze coś było jednak nie tak.. 
Początki mojego związku z mężem też były ciężkie.. najpierw moi rodzice nie chcieli, żebyśmy się spotykali i długo by opowiadać dlaczego.. po prostu taką mam rodzinę.. uważali, że zasługuję na jakiegoś bogatego faceta, który da mi wszystko (tj. pieniądze) ale ja chciałam mojego męża i postawiłam na swoim.. wzięliśmy ślub i moi rodzice nie mieli nic do powiedzenia! :) 
Kiedy zaszłam w ciąże nasze szczęście długo nie potrwało, bo poroniłam, wtedy też nie było łatwo.. byłam w żałobie, miałam depresję po stracie najukochańszego dziecka, serce pękło mi na miliony kawałków.. cierpiałam w każdej sekundzie swojego życia, a kiedy dowiedziałam się, że młodsza siostra mojego męża będzie mieć dziecko z "wpadki po prostu" pogrążyłam się jeszcze bardziej w swoim cierpieniu.. mąż nie miał ze mną lekko.. a u nas ciągle nic, nie było ciąży, lekarze nie pomogli, ciągle i ciągle nic.. tylko, że nadszedł czas, kiedy ta sama siostra męża zaszła w drugą ciążę, a u nas było tylko jeszcze gorzej.. Było mi przykro, kiedy teście cieszyli się z jej dzieci, a mnie traktowali jakby nic nie wydarzyło się.. tak mnie to bolało, że nikt nie zwracał na mnie uwagi.. przepłakałam tak wiele nocy.. 
Jakby było tego wszystkiego mało rok po poronieniu jadąc busem na zajęcia uderzyła w bus rozpędzona cysterna.. cudem przeżyłam. Po wypadku wcale nie było jakoś lepiej, bo nadal cierpiałam z powodu braku dziecka, a przez złamany kręgosłup pół roku nie mogłam w ogóle zajść w ciążę ze względów zdrowotnych.. a później minął kolejny rok, drugi.. Od czasu poronienia minęło tyle lat.. w Sierpniu tego roku moje dziecko skończyło by już 5 lat.. 
Czasem wspomnienia tak bardzo mnie bolą.. Zastanawiałam się kiedyś, czy może los tak chciał, że tak się stało, że wzmocniło to nasze małżeństwo.. w końcu mąż zawsze przy mnie był i wspierał mnie.. raz bardziej, raz mniej ale był, wspierał i kochał mnie każdego dnia.. Kiedyś sam przyznał, że w pewnym momencie miał mnie po Naszej stracie tak dość, że myślał o odejściu ode mnie, jednak wygrała miłość, nadal jesteśmy razem, a dziś wiemy, że zostaniemy rodzicami adopcyjnymi, chcemy nimi zostać i wiemy, że najwidoczniej tak miało być, może wtedy w wypadku dostałam szansę na wspaniałe życie.. i w jakimś celu nas to wszystko spotkało. Pewnie dlatego, żeby dać nam więcej sił na dziś.. na jutro.. bo..
 ..teraz jesteśmy silni, pewni i wiemy czego chcemy od życia. Kochamy się i równie mocno będziemy kochać naszego cudownego Adoptusia, na którego czekamy z utęsknieniem :) <3


2 komentarze:

  1. Kochana, co nas nie zabije to nas wzmocni. Jesteś tego dowodem. Tyle przeszłaś/przeszliście. Aż nie potrafię wyobrazć sobie ogromu bólu. Ale w tej chwili jesteście silniejsi niż kiedykolwiek. I tak samo Wasz związek. I będziecie wspaniałymi rodzicami. Ściskam

    OdpowiedzUsuń