sobota, 5 grudnia 2015

Zazdrość ?

Zastanawiałam się nad tym, żeby wyrzucić z siebie te myśli jakiś czas temu. Moja głowa wydaje się czasem być tym tak mocno naładowana, jakby za chwil kilka miała wystrzelić.
Może jestem inna, może dziwna, może nie powinnam tak czuć, może nie powinnam tak myśleć, ale jednak.
Ciąża - dla mnie zupełny temat zakazany, który boli mnie gdzieś w głębi mnie. I to nie tak, że nie cieszę się tym z innymi, bo cieszę, ale boli mnie fakt, że sama nigdy w niej nie będę.
Chyba nigdy się z tym nie pogodzę.
Nie chodzi tu o sam fakt urodzenia dziecka, ale o bycie w ciąży, bycie kobietą.
Nie wiem, czy znajdę kogoś, kto czuje to, co ja.. Może jestem jednak dziwna.

Kiedy w ciąży jest ktoś z bliższych znajomych, rodziny - czuję się odsunięta, nie ważna, nie potrzebna, gorsza, do niczego nie nadająca się.
Osoba w ciąży jest ważna, każdy na nią uważa, dba.

Może stąd moje odczucia, bo ja nigdy, nie byłam tak traktowana?
Nie wiem.

Wiem, że boli mnie to, że nie będę w ciąży, przez co nie czuję się 100% kobietą.
Ból niepłodności towarzyszył mi przez 7 lat.
Na naszej drodze pojawiła się nasza córeczka, którą adoptowaliśmy i jestem z tego dumna i najszczęśliwsza na świecie, kocham ją nad życie i wiem, że jednak gdyby nie niepłodność, to byśmy jej nie mieli, ale w głębi mnie zawsze będzie "zazdrość" o bycie w ciąży.

Zauważyłam, że normalnie podchodzę do zachodzenia w ciążę przez osoby, które ja znam. Jednak jeśli zna te osoby mój mąż i w jakiś sposób bliżej (lepsi znajomi, rodzina) robię się szalenie zazdrosna.
Np. kiedy zawozi siostrę do lekarza, bo coś itp.
Wtedy moje potrzeby są nie ważne, było tak kiedy dwukrotnie siostra męża była w ciąży.
Mimo, że ja byłam pierwszym razem po stracie dziecka to potrafili wydzwaniać jego rodzice za nim, żeby zawiózł siostrę do lekarza, bo ŹLE się czuje..
Jeździł, a ja płakałam w poduszkę.

Dowiedziałam się wczoraj, że będzie miała kolejne dziecko i znów jest w ciąży.
Znów stałam się zazdrosna, znów wróciły trochę wspomnienia z czasu jak było wtedy.
Ja wiecznie odsunięta na bok, nie ważna, nie potrzebna.
Ona zawsze najważniejsza, zawsze numer jeden, wiecznie pytana jak się czuje, czy wszystko dobrze, czy czegoś jej nie potrzeba.
Nie chodzi o to, że nikt mnie wtedy nie pytał (bo byłam w żałobie), ale o to, że nie mogłam być i nigdy nie będę w ciąży.

No boli mnie to bardzo. Nic nie zrobię.

Postaram się wyciszyć. Mąż i tak nic nie zrozumie, jak zwykle.

Nie chcę, by ktoś czytający pomyślał, że np. żałuję adopcji. Broń Boże.
Adopcja dla mnie jest zupełnie inną drogą, za którą Bogu dziękuję, bo gdyby nie to nie miała bym takiej cudownej córeczki, którą kocham nad życie i oddała bym za jej życie swoje bez chwili zastanowienia!
Sprawa ciąży to zupełnie coś innego, odrębnego i nie mającego nic wspólnego z córką.

Musiałam to z siebie wyrzucić. Nie chcę pisać tutaj wszystkiego, ale no.. trochę nie fajnie się czuję.
Jestem jakaś rozbita.

Tymczasem pójdę pobawić się z córeczką.. obecnie jeździ w chodziku po całym salonie i łapie wszystko, co w zasięgu jej rączek (na szczęście tylko swoje zabawki). :)

Ehh.. 

12 komentarzy:

  1. Kochana, wiem co przeżywasz i o czym mówisz. Znam te uczucia doskonale. Nigdy nie byłam w ciąży i tak zazdroszczę tym wszystkim kobietom, które nie mają problemów z zachodzeniem w ciąże. I tak jak piszesz, również nie żałuje naszej decyzji o adopcji, ale jest to inna droga do macierzyństwa.
    A jeśli pisanie Tobie pomaga - pisz i wyrzucaj to z siebie, albo pisz do mnie na e-mail :). Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest mi bardzo przykro, że tak okropnie się z tym czujesz. Staram się zrozumieć, choć ja mam do tego zupełnie inne podejście. Ja ciąży zawsze bardzo się bałam (zmian w moim ciele, porodu, najróżniejszych komplikacji) - nawet wtedy, kiedy zapragnęłam dziecka i usilnie starałam się w nią zajść. Ciąża sama w sobie mnie po prostu przerażała - i nie wiem, może właśnie dlatego psychicznie się na nią zablokowałam (może to nie tylko wina hormonów, mojej choroby i organizmu niechętnego do "współpracy"?) Z perspektywy czasu - choć wiem, że to zabrzmi dziwnie i może też mało wiarygodnie - wręcz cieszę się, że w tę ciążę ostatecznie nie zaszłam (choć pewnie moje podejście byłoby inne, gdyby nie było z nami teraz Bąbla). Chodzi mi o to, że ciąża nie jest dla mnie wyznacznikiem mojej kobiecości czy wartości jako matki i człowieka. Co więcej, aktualnie nie mam obu jajników i nie czuję się przez to ani trochę mniej kobieca, ani trochę gorsza, "niekompletna" czy "wybrakowana".

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak napisalas, ze nie chcesz za duzo pisac... w zasadzie powinnam sie nie wtracac? Ale czytam miedzy wierszami, ze nie do konca chodzi o ciaze, a o czas, uwage i uczucia Twojego meza wobec jego siostry, ktorych moze Ty od niego nie dostajesz? I o to jestes zazdrosna/zla? Jakos to rozumiem (poczucie bycia niewazna czy pomijana), ale to chyba raczej wg mnie na prace wlasna - nad soba, zeby ta najwazniejsza dla siebie sie poczuc. A otoczenie wtedy bedzie nam to potwierdzac na kazdym kroku... Naprawde tak to dziala... Najpierw zmiana w sobie, potem zmiana w otoczeniu....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też po przeczytaniu odczuwam tak samo nienchodzi o ciążę a Czas uwagę...

      Usuń
    2. Też po przeczytaniu odczuwam tak samo nienchodzi o ciążę a Czas uwagę...

      Usuń
  4. No smutno, że tak odczuwasz... ale wiesz, myślę, że faceci tak nie podchodzą do tego tematu. Na pewno Twój mąż nie ma Cię za gorszą, bo on tego tak nie widzi jak Ty. Siostra to siostra i tyle, proszą go o pomoc, to pomaga. Nie wiem czy Cię to pocieszy ale ja po jednej ciąży, może chciałabym mieć drugie dziecko, tylko te miesiące ciąży, żeby jak najszybciej zleciały, bo wcale nie było tak super jak sobie wyobrażałam... jakoś tak nie czułam się jakoś super wyjątkowo. Nigdy mnie nawet w kolejce do kasy nikt nie przepuścił, a nawet raz facet się wepchnął przede mnie, bo miał psa w samochodzie i bardzo mu się spieszyło! Ja z brzuchem wielkim faceta przepuściłam do kasy... śmiech na sali. Pewnie od czasu do czasu pomyślisz jakby to było gdyby... ale najważniejsze, że masz córeczkę! Pomyśl jakby to było bez niej, gdybyś teraz o tej ciąży w rodzinie się dowiedziała... A tak masz kogo kochać, o kogo dbać.. A mała poza Tobą świata nie widzi i z czasem będzie jeszcze bardziej okazywała miłość :) Ciąża to tylko 9 miesięcy w życiu, czasami krócej, a najwspanialsze chwile, to te już z dzieckiem w ramionach i to dane było Ci przeżyć i za to trzeba dziękować... Mam nadzieję, że zaraz poprawi Ci się humor. Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie będę odpisywać Wam osobno, ale napiszę tutaj razem. Fajnie, że piszecie miłe słowa. Może macie rację, że ciąża to wcale nic fajnego, bo wcale kolorowo nie jest, ale właśnie czasem w takich momentach człowiek myśli sobie, że może jednak było by fajnie, lepiej i w ogóle. Nie zwracam na to uwagi obsesyjnie każdego dnia, akurat teraz wszystko wybuchło, ale to dobrze, bo teraz wiem, że gorzej nie będzie :) Powoli przejdą mi nerwy, złość, smutek, żal i znowu będzie tak , jak od czasu, kiedy jest u nas mała.
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każda ma taki okres Ja też tak mam ale Cóż każdy ma inny los inne życie inne drogi,,. Moja bratowa rodzi w marcu ale się.cieszę ;) pierwszy raz się cieszę z ciąży ;)

      Usuń
    2. Każda ma taki okres Ja też tak mam ale Cóż każdy ma inny los inne życie inne drogi,,. Moja bratowa rodzi w marcu ale się.cieszę ;) pierwszy raz się cieszę z ciąży ;)

      Usuń
  6. Kochana, nie jesteś dziwna. Masz prawo do Swoich odczuć, do gorszego dnia. A blog jest takim miejscem, gdzie można wyrzucić z siebie to, co boli. Bardzo mi przykro, że tak się czujesz. Nie ma czym się chwalić, ale u mnie zazdrość o ciąże związana była z tym czy dotyczyła osoby, którą lubię czy wręcz przeciwnie. Jesteśmy tylko ludźmi, więc i takie negatywne uczucia są w nas. Chociaż ja bardziej była zazdrosna o to, że ktoś będzie mamą/tatą, a nie o sam fakt bycia w ciąży. To nie było dla mnie istotne i nadal nie jest. Z jakiegoś powodu nie byłam w ciąży. Czasem sobie myślę, że może oczy by mi siady i nie zobaczyłabym nigdy swojego dziecka. Nie wiem. Wiem jedno, że byłam i ciągle jestem za sprawą moich Chłopaków w stanie błogosławionym. Błogosławiony znaczy szczęśliwy :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj:) Podczytuję Cię od jakiegoś czasu. Ujawniłam się krótko, kiedy zamykałaś bloga. Ucieszyłam się, kiedy wróciłaś:)

    U mnie podobnie jak u Mamy Tygrysa... Najgorzej jest mi znieść ciąże osób, z którymi mam na pieńku (szcześliwie jest ich bardzo niewiele, dwie konkretnie ;p). Jakiś taki wewnętrzny imperatyw zawsze czułam, żeby się cieszyć, bo ciąża to dziecko, nowy człowiek. A nowy człowiek to ZAWSZE błogosławieństwo, szczęście. A ja byłam zła. I te ambiwalentne uczucia doprowadzały mnie do szału. No bo jak sie cieszyć szczęściem osoby, którą najchętniej odsunęłabym od siebie jak najdalej. Próbowałam, za pierwszym razem z "przyjaciółką" walczyć z uczuciami. Opłakane dało to skutki. Teraz, przy siostrze męża złoszczę się i zazdroszczę do woli;) I co się stało? Zaskakująco szybko się te moje nieprzyjemne uczucia uspokajają. Kto wie... może jeszcze parę miesięcy i będę się cieszyć... Tak spontanicznie, autentycznie:)

    I u mnie też ta zazdrość to nie stricte z ciążą jest związana ile z jej słodkim, wyczekanym efektem:) Już dawno "wyleczyłam" się z samej ciąży i jak wspominam czasy kiedy tak o niej marzyłam to faktycznie pamiętam, że bardzo liczyłam na te błogosławione 9 miesięcy. Na to, że otoczenie chuchać będzie i dmuchać, wspierać, zauważać, że poczuję się wyjątkowo, dostanę kartę wstępu do tego zamkniętego klubu. Trochę mi to zajęło, żeby zrozumieć, że ciąża mi tego wszystkiego nie da. Jeśli nawet to na chwilę. Bo przecież skończy się, a apetyt rośnie w miarę jedzenia i po urodzeniu zostanę taka głodna tej atencji, poczucia wyjątkowości. Tak jak napisała Issa, teraz pracuje nad tym, żeby sama dla siebie czuć się ważna i wyjątkowa. Rozpieszczam się, chucham i dmucham. Nawet mam wrażenie, że lepiej to robię niż otoczenie;p bo doskonale wiem czego i kiedy mi trzeba. I to naprawdę tak działa, jak pisze Issa, że jednocześnie cześciej doświadczam tych ciepłych wyrazów uwagi z zewnątrz.

    A co do męża... kiedy brakuje mi atencji, wkurzy mnie, bo uwagę skieruje na kogoś innego, gdy ja akurat jej potrzebuję... mówię mu to otwartym tekstem. Czasem zreflektuje sie wtedy i odda mi sprawiedliwość. Poklepie po ramieniu, utuli, odwoła wszystkie sprawy i zajmie się mną. Czasem ja przemyślę sprawę i zrozumiem, że starczy tej jego uwagi i dla mnie i dla jego najbliższych wokół. Zaakceptuję, zauważę że ja przecież też czasem stawiam sprawy mi bliskich ponad jego sprawami. I tak sobie układamy te nasze relacje i potrzeby...

    Pozdrawiam ciepło:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń