środa, 23 grudnia 2015

Świąteczne Życzenia!

Moje drogie, cudowne, wyjątkowe, jedyne i niepowtarzalne bloggerowe dziewczyny! :)

Raduję się na samą myśl, że tegoroczne święta u nas będą tymi wyjątkowymi i pełnymi radości.
Jesteśmy razem od 27 marca, jesteśmy szczęśliwą rodziną, jest nam dane spędzić cudowne święta Bożego Narodzenia razem, a przecież to dopiero początek naszego wspólnego życia! :)

Tego samego życzę wszystkim wciąż oczekującym na adopcję, ciążę, na dziecko po prostu. 
Życzę Wam, aby te Święta były ostatnimi we dwoje z rodziną, a kolejne pierwszymi z dzieciątkiem u boku.
Tym z Was, które mają już swoje pociechy blisko siebie życzę samych radości z drobnych jak i dużych rzeczy, dużo sił, uśmiechów, chwil cudownych z bliskimi i wszystkiego dobrego po prostu.

Życzę Wam sukcesów w życiu prywatnym, zawodowym, tego byście były zawsze uśmiechnięte, pełne energii i silne!

Moje drogie życzymy Wam  
pogodnych świąt Bożego Narodzenia! :)


***

P.S. U nas w domu unosi się już zapach pieczonego sero-makowca, sernika i krówki, prezenty pod choinką oczekują na jutro, wszystko gotowe, świeże, pachnące, takie świąteczne! Nawet choinka cudownie błyszczy i rozświetla kolorowo salon..
 Tylko śniegu brak!
Poza tym mamy mały szpital w domu, wszyscy troje jesteśmy przeziębieni. ;)
Mama Ola, Tata i Ami -  ale dajemy radę!

 Ami dzisiaj pierwszy raz sama przeszła przy meblach z siadu do klęczenia i na jednej nóżce stanęła nawet chwilkę stopą, ale zaraz wróciła do siadu i znów powtórzyła, tym razem jeszcze bez stania na stopie..
W łóżeczku coraz częściej sama wstaje.. 

Udało mi się uchwycić szybko jeden moment..



 A tutaj łobuzuje ;), szpera w swoim pudełku z zabawkami..








wtorek, 22 grudnia 2015

Nie jesteś prawdziwy Mikołaju!

Szybki wpis przed Świętami wskazany, ale to jeszcze nie ten z życzeniami. 
Przygotowania do świąt, podczas których czuję się raczej jak by to była Wielkanoc, a nie Boże Narodzenie i gdyby nie choinka to była bym w stanie całkowicie w to uwierzyć! :)

 

Przygotowania trwają od poniedziałku i końca jeszcze nie widać, mam nadzieję ogarnąć resztę i dopiąć na ostatni guzik jutro, bo pozostały drobne porządki, które wcześniej się nie udały niestety. 
Choinka świeci pięknie wieczorami od soboty, zdecydowaliśmy się na wersję połowę mniejszą od tej, którą mieliśmy w zeszłym roku z powodu małego szkraba buszującego po mieszkaniu, który jest coraz bardziej mobilnym bobasem i nic nie stoi na przeszkodzie, jeśli chce dotrzeć do celu! :) 

 

Pierożki pieczone z kapustką i grzybami robiłam w zeszłym tygodniu, są zamrożone, czekają na święta. 
Dzisiaj udało mi się zrobić w nie długim czasie, wręcz błyskawicznie ukochaną Krówkę męża, a przed nią przygotowałam "chałwę", którą robię z margaryny i mleka w proszku z herbatnikami. Coś jak blok czekoladowy, tylko u nas jest białe (jest pyszne, kochamy, uwielbiamy, "bijemy" się o ostatni kawałek!) ;) 
Więcej nie szykuję, ponieważ święta spędzamy u moich rodziców i teścia, który został sam na święta w tym roku, jedynie siostra męża z rodziną będzie w Wigilię, a przez resztę świąt to nawet nie wiem. 
Od rodziców dostaniemy pierożki gotowane, karpia (którego osobiście nie jadam!), kapustę z grzybami i grochem. 
Nie szykujemy u nas wszystkich potraw, ponieważ nie przepadamy za wszystkim i tak jest od zawsze. 
Więc pewnie do południa Wigilię będziemy ze szwagierką szykować na wsi u teścia, a my później na 17 zjedziemy do moich rodziców, posiedzimy zjemy kolację i wrócimy razem do domku, bo mąż w pierwszy dzień świąt niestety pracuje. Biedny. A ja z Meluśką będziemy u moich rodziców przez cały pewnie dzień. 
Drugi dzień nie zaplanowany. 

Kilka zdjęć z tego, co u nas w domu...





Jutrzejszy dzień rozpocznę sprzątaniem swojej części klatki schodowej, bo zawsze po 16 dniu każdego miesiąca moja kolej, więc na święta wypada posprzątać, a później dokończę co w domu pozostało i wyruszę z Amelką do moich. Obiecałam pomóc babci piec makowiec i sernik, więc wyjścia nie ma :) 


Pisałam już kiedyś, że byłam z Amelką u lekarza, więc w sobotę pojawił się katar i noc nie przespana była, katar był tak gęsty, że dziecko w nocy obudziło się z atakiem kaszlu, aż w końcu wykrztusiła, kiedy poklepałam ją po pleckach delikatnie wielką banię gili dosłownie, gęstą, która wypadła jej jak balon z buzi. Coś strasznego. Jak dobrze, że śpi obok mnie. Koło 2 w nocy udało mi się ją ululać do snu. 
Sama wstałam już o 5 rano, bo był to dzień choinki z Ośrodka Adopcyjnego, a że nic więcej poza katarem małej nie było to zdecydowaliśmy się pojechać, bo w domu czuła się dobrze. 
Dojechaliśmy na miejsce, na wejściu w stroju Mikołajki Amelcia zrobiła furorę, stała się gwiazdą choinki, była najmniejsza i wyróżniała się spośród wszystkich dzieci. Każdy na nią patrzył, a dzieci prosiły nas, czy mogą sobie z nią zdjęcie zrobić! :) 
Nasza Pani B. kiedy zobaczyła Amelkę, była zachwycona, stwierdziła też, że bardzo się zmieniła, urosła i jest niesamowita! :) 
Nie dojechali jedni znajomi z grupy, bo trafili z synkiem do szpitala, ale pojawili się inni znajomi, z córeczką w podobnym wieku do Amelki, trochę starszą, a jeszcze była jedna znajoma z córeczką i znajomi z męża pracy z synkiem :) 
Miło było spotkać wszystkich. 
Urzekł mnie widok rodzin adopcyjnych tak wielu w jednym miejscu. Każdy wyglądał jak normalna rodzina, a jednak przecież każdy przeszedł swoją drogę, ale jednak tak bardzo podobną do naszej drogi. Drogę adopcyjną, która prowadzi po prostu do szczęścia! 
Wszystkie dzieci były cudowne, niesamowite i bardzo szczęśliwe! 
Były zabawy dla starszych dzieciaków, poczęstunek dla rodziców, dzieci i paczki od Świętego Mikołaja, któremu Amelka usiadła dzielnie na kolanach i nie bała się jak inne dzieci tylko chciała mu zdjąć brodę (może wyczuła, że nie jest tym prawdziwym?!) ;) 
Była niesamowita, mimo tego,, że leciał jej za każdym kichnięciem paskudny katar to dzielnie się spisała! Byłam dumna z tego, że się nie bała!
Wróciliśmy spokojnie do domu, a mała całą drogę przespała po prostu. Była padnięta. 
Popołudniu mama ucięła sobie krótką godzinną drzemkę, była mi bardzo potrzebna po nieprzespanej nocy. 



Ostatnio Amelka stała się jeszcze bardziej moblina, ciągle przemieszcza się po domu, ledwie spuszczę ją z pola widzenia i już jest w innym miejscu. Najbardziej fajnie, że sama nauczyła się siadać i przymierza nam się też trochę do raczkowania :) 

Uciekam, maleństwo się przebudza.. ;*

 

czwartek, 17 grudnia 2015

Jakoś tak...

Wczoraj skończyłam 27 lat. Urodziny spędziłam z mężem i Amelką, ale czas upłynął na przygotowywaniu pierożków, robieniu zakupów i wizycie u teściów. Dzisiaj moja teściowa wyjechała do pracy do Niemiec, wróci w styczniu. 
Mąż złożył mi rano życzenia i na tym się skończyło. 
Zadzwoniła moja mama, babcia, brat mojego ojca.. później życzenia od teściów i facebookowi znajomi jak zawsze. 
Trochę smutno mi było, myślałam sobie, że mąż przygotuje coś po prostu fajnego, żeby nas trochę oderwać od dnia codziennego. 
Wieczorem rzucił 50 zł i stwierdził "kup sobie tam coś", yyy.. nie skomentuję. 
Może odgryzł się za Mikołajki, bo dał mi prezent, a ja nic dla niego nie miałam. Nie byłam przygotowana z drugiej strony, bo umówiliśmy się razem, że nie kupujemy sobie nic. 
Nie ważne. Także takie były moje urodziny. 

Dzisiejszy dzień spędziłam z Amelką, trochę na załatwianiu. Byłyśmy u mojej babci. Po kawusi wróciłyśmy do nas, do domu. W między czasie był krótki spacer dookoła osiedla. Dobrze, bo teraz już pada deszcz. 

Choinki jeszcze nie kupiliśmy, może jutro mąż się wybierze, wczoraj brakło mu czasu, bo robił nalewki cytrynowe ;) lubi takie rzeczy- nie pić, bardziej cieszy się z tego, że mu wychodzą, każdy go chwali i on wtedy "rośnie" heh. 




***

Takie te dni przed świętami nijakie, pogoda nie dopisuje, nie czuję zupełnie atmosfery świąt. 
Grudzień jak nie ten miesiąc, przypomina jesień, brzydką, deszczową i taką ponurą. 
Właśnie zerkam przez okno.. widzę tylko jak pada deszcz, czasem ktoś przejdzie, czasem przejedzie, w oknach nie widać światełek, choinek, jeszcze nic nie ma. 
A przepraszam są światełka w oknie w jednym miejscu. Sama zastanawiałam się właśnie dzisiaj nad ułożeniem światełek w oknie, było by tak ciepło i przyjemnie. 
Na stole stoi choinka, która trafi do kuchni na czas świąt, bo tu na jej miejscu jutro może stanie większa, trzeba rozłożyć trochę tych świątecznych ozdób i może zrobi się przyjemniej. 
Mógł by spaść śnieg. Zmienił by nastroje i od razu zrobiło by się bardziej świątecznie. 


Dzisiejszy spacer..


 

***

Amelka ma się dobrze, niestety na buzi pojawiły jej się dookoła ust krostki, które razem wyglądają jak plamy, dzieje się tak, kiedy liże brodę i dookoła ma mokre usta. Kremuję ile się da, ale ta mała łobuziarka zlizuje wszystko. 
Nóżka nie wygląda lepiej, wygląda jak dla mnie tak samo. Smaruję kremem ile się da, oczywiście bez przesady i nic. 
Kaszel na szczęście ustąpił i niech nie wraca! Nie chcemy tu choróbska na święta! 

***

Od wizyty u lekarza zauważyłam, że coraz częściej jak chce spać, jeść albo po prostu o coś płacze wyciąga do mnie ręce i mruczy sobie "mamma, ma ma" . Wcześniej myślałam, że to takie nieświadome, ale do innych nie woła "mama" . Chyba wie, że MAMA to ja :) 
Serce mi się raduje na samą myśl, że to przy mnie czuje się kochana, bezpieczna i to ja jestem jej taką hmm.. "ostoją", kiedy potrzebuje. 

***

Wigilię w tym roku spędzamy u moich rodziców, pewnie mała dostanie jakiś prezent pod choinkę, ogólnie sobie nic nie kupujemy, ale dziecko "musi" coś dostać! ;) 
Pewnie po wigilii u moich rodziców i babci wybierzemy się jeszcze w odwiedziny do teścia na wieś, zawieziemy mu jakieś dobre rzeczy, posiedzimy i wrócimy do domu. Na pasterkę nie pójdziemy, może ja sama, bo ktoś musi zostać z Amelką, ale mąż drugiego dnia w I dzień świąt idzie do pracy na dzień, więc będzie chciał się wyspać. 
I dzień świąt spędzimy z Amelką u moich rodziców i babci, bo przecież same nie będziemy siedzieć. 
II dzień świąt w zasadzie jeszcze nie wiemy, ale może trochę na wieś trzeba będzie jechać, albo pójdziemy do męża babci, bo tam pewnie będzie teść. Zobaczymy .

Także jak widać. Po prostu kameralnie, w najbliższym gronie. 
W środę ja i Amelka jedziemy do babci i rodziców, mam piec ciasta z babcią. 
Królują w tym roku : Makowiec na kruchym cieście, który bardzo chciałam i sernik z musem czekoladowym. 
A u nas w domu zrobię to, co najbardziej lubimy we dwoje: "chałwę" albo jak kto woli blok taki jak czekoladowy, tyle tylko, że nasz jest biały, bo z mleka w proszku, jest bardzo słodki, ale "bijemy" się z mężem o niego! ;) 

***

Dzisiaj będąc na zakupach zrobiłam sobie malutki prezencik urodzinowy od samej siebie i kupiłam sobie słodki zegarek w słoniki, w sklepie koleżanki. Mam nadzieję, że trochę będzie, bo jest fajny! 




I jeszcze tekst, który jakoś tak do mnie pasuje... :)


wtorek, 15 grudnia 2015

Że co ?! ?! ?!

No właśnie.. 

 

Wczoraj rano zarejestrowałam Meli do przychodni, udałyśmy się do naszej Pani doktor.
Na nóżce czerwona plama, która wyglądała jakby miała czerwieńszą obwódkę, w środku krostki jak potówki, czasem była czerwona, a czasem mniej.. to LISZAJ.  (wielkość plamy około 4 cm x 2 cm).
Normalnie myślałam, że się przewrócę. 
Zapytałam od czego to może mieć. Pani doktor odpowiedziała, że zdarza się coś takiego u małych dzieci i wypisała maść, która widoczna na zdjęciu, ta biało-żółta ze sterydami. Powiedziała, że musi dać mocniejszą, bo inaczej ciężko to będzie zwalczyć, a na drugiej nodze zaczęło pojawiać się dokładnie to samo.
Na kaszel dostałyśmy syrop, ale nic małej nie jest. Bierze go, żeby się po prostu nie rozchorować w razie czego. 
Na buzię (bo mała ma brodę i wokół ust ciągle czerwone od nadmiaru śliny i lizania wszystkiego) dostałyśmy maść z witaminami Bephanten derm. 
Ogólnie Meli jest zdrowa, Pani doktor stwierdziła, że od ostatniej wizyty sporo urosła i jest taką większą dziewczynką :) 
Mam nadzieję, że pozbędziemy się tego liszaja i nie będzie wracać! Nie mam pojęcia skąd się to wzięło!



Kiedy wczoraj Pani doktor podeszła i chciała złapać Meli do osłuchania, ta zaczęła płakać i wyciągając w moją stronę ręce krzyknęła: "Mamma!" - sama Pani doktor stwierdziła, że ona wie, że ja jestem MAMA. 
Aż łezka mi się w oku zakręciła. Byłam dumna, szczęśliwa, że jednak czuje, że to ja jestem mamą, osobą przy której jest bezpieczna. :) Moja córeczka <3 




Po wizycie u lekarza zrobiłyśmy zakupy w Lewiatanie i aptece, spotkałyśmy się z siostrą mojego ojca, która nie widziała jeszcze Meli, więc chwilę porozmawiałyśmy. 
Swoją drogą smutne jest to, że rodzina tak się rozeszła po latach i nie ma nawet kontaktu. Szansy na polepszenie z różnych względów nie ma i nie będzie. 
Jeszcze ja utrzymuję kontakty z najmłodszym mojego ojca bratem, który w Warszawie mieszka (bo tylko 7 lat starszy ode mnie jest!) i z kuzynem mojej mamy, który też mniej więcej 7 lat starszy ode mnie jest i jestem chrzestną jego półtorarocznego synusia. 
Gdyby nie te kontakty to w ogóle nie wiedziała bym, co dzieje się z resztą rodziny. 

Ale wracając do wątku dnia codziennego. 
Po zrobieniu zakupów wróciłyśmy do domu, Meli bawiła się razem z psem, a ja zrobiłam sałatkę, później farsz z kapusty i grzybów na pieczone pierożki, a później parówki ze szpinakiem i serem żółtym zapiekane w cieście francuskim. W między czasie Meli miała drzemki, a ja sprzątałam i prałam i wszystko inne. 

Pod wieczór nakryłam stół na wizytę teściów, bo przyjechali z okazji moich urodzin, które w zasadzie dopiero jutro, ale już odhaczone. 
Jak ten czas leci.. stuknie mi już 27 lat. Grudniowi tak mają, że rok dłużej w zasadzie ;)

Dzisiaj siedzimy znowu same, mąż w pracy od rana do wieczora. Meli zasnęła jakiś czas temu, więc korzystam z okazji i piszę. 
Pogoda za oknem bez większych rewelacji. Wciąż szaro, ponuro. Faktycznie mógłby spaść śnieg, zrobiło by się jasno, a i powietrze by było lepsze. Teraz sama wilgoć i zarazki. 
Poza tym, co to za święta bez śniegu.. 

Jeśli uda nam się jeszcze gdzieś kupić małą, żywą choinkę to pewnie mąż jutro kupi. Myślę, że to by było najlepsze rozwiązanie. Duża choinka vs. chodzik z Meli to katastrofa! :) 
Kiedy Meli wstanie, dam jej mlekunio, a później zabiorę się za robienie ciasta do pierożków i pieczenie ich. Później zamrażam pierożki i są jak znalazł i jak świeże w święta, kiedy tylko chcemy. 

Sprzątanie mieszkania w toku, sprzątam kiedy się da na święta, więcej jak na razie okupuję jednak kuchnię. 

Ja sama wciąż trochę przeziębiona, nie mam kataru, ale mam "gulę" w gardle i mi to przeszkadza, oprócz tego coś z węzłami mam, bo wyszła mi buła za uchem i w uchu druga. Masakra. 

I Meli się obudziła. Właśnie zasuwa "po wojskowemu" po podłodze i majstruje grzechotkami przy chodziku. 



I jeszcze znalazłam Meli i mama... 













I jeszcze jedno.. Meli podczas zabawy wózeczkiem.. 





niedziela, 13 grudnia 2015

Przed świątecznie...

Poniedziałkowy dzień rozpoczęty dzisiaj wyjątkowo wcześnie. 
Pierwsze przebudzenie małej Melki godzina 3.15.. ale udaje się opanować sytuację na całe 20 minut, po czym wstaje młoda jakby nigdy nic, uśmiechnięta, wyciąga sobie smoczuś i sygnalizuje głośno: "mamma, baba, mmm!". Biegnę po mleko, daję małej, zjada i przytula się na chwilę, po czym wydaje się, że zasnęła. Odkładam ją delikatnie na łóżko, kładę się jeszcze sama i nagle czuję jak mała się obraca w moja stronę. Nawet nie otwieram oczu, to znak.. Mała już nie będzie spać! Bo po co! W końcu mamy poniedziałkowy dzień, a za dwa dni urodziny mamusi! :D Trzeba już zacząć świętować! Hehe! 
C.d. Mała zasnęła przed 7.00 ;)

Obecnie siedzimy w domu, bo wieje, leje i szaro i ponuro. Jest ranek i ani się widzi pogodzie na rozjaśnienia.  Ciemności. 

Amelka śpi, a ja się ogarnęłam i zastanawiam się nad umówieniem jej do Pani Doktor z ta plamą na nodze, która czasem się bardziej czerwieni, a która czasem jest bledsza. 

Ostatnio udało mi się starego zagonic z nami na spacer.. w rezultacie pokonaliśmy wózkiem wąwóz i był piękny spacer koło lasu z widokami na okolicę. 

Od dzisiaj zaczyna się czas zakupów, sprzątania, pieczenia, szykowania się na święta u nas. 
Jeszcze rozważam decyzję o zakupie choinki żywej, ale jednak małej na stół w tym roku i nie wiem.

Zostawiam kilka zdjęć. Uciekam. 





Moja kreacja na choinkę z OA i pewnie później na choinkę z pracy szanownego...
 

Amelki body choinkowo/świąteczne i półśpiochy dodatkowo przy okazji zamówione...

 Amelka w nowym foteliku...


czwartek, 10 grudnia 2015

Wieczorne zapiski...

Szybki wpis przed snem...


Amelka ostatnio jakoś nerwowo śpi, ciągle kręci się z boku na bok, dzisiaj bez przerwy. Nie mam pojęcia, czym jest to spowodowane. Ostatnio zrobiła się też jakaś bardziej płaczliwa, czy możliwe, że wyczuwa mój stres i nerwy?


Od jakiegoś czasu w zgięciu kolanka ma taką"plamę" trochę z krostkami, wygląda jak pokrzywka.. Po kąpieli robi się bardziej czerwona, po kremie blednie, a za trochę znowu czerwienieje. Średnica tego to mniej więcej 2cm x 1cm.. Zastanawiałam się nad pójściem do lekarza. Co sądzicie? Bo może być to też od nowego jedzenia? Może jest na coś uczulona? Hmm.. Jak nie przejdzie to pójdę może na wizytę po weekendzie.


Nasze święta w tym roku spędzimy razem w domu, trochę z moimi rodzicami i babcią i trochę z ojcem męża, bo mama wyjeżdża akurat za tydzień do Niemiec. Postaram się, aby to były wyjątkowe dla nas Święta Bożego Narodzenia .
Zastanawiałam się nad choinką?! Czy ubierać przy małej Ameli? Może ktoś ma doświadczenie? Dziecko vs. Choinka ? :)
Tymczasem kończę oglądać film i kładę się spać, ponieważ jutro czeka mnie lepienie pierogów od rana z kapustą, mięsem i grzybami, a jeszcze później ze szpinakiem :)
Dzisiaj robiłam krokiety! :)
Taki zapas , który przydaje się "na szybko!" :)


Ajj.. Tak patrzę na moją śpiącą malutką i widzę w niej zawarte całe szczęście mojego życia i widzę w niej cały świat jaki mnie otacza. Po Prostu jest moim wszystkim. Takie moje malusieńkie wszystko! <3
Śpimy razem.. Czasem w nocy, kiedy się przebudzę sprawdzam, czy jest, czy nie jest czasem snem.. Ale nie.. Jest. Mój skarb. Moja córeczka! <3


Dobranoc. :)

środa, 9 grudnia 2015

To znowu MY! :)

Dzisiaj już 9 grudzień. O Mikołajkach zapominamy i oczekujemy magicznego czasu świąt...
U nas na razie wkrada się niestety choróbsko, ale ja dzielnie z nim walczę, bo na razie dopadło tylko mnie i oby tak zostało. W Mikołajki ledwo siedziałam, nie chciało mi się nic, a ból gardła doprowadzał mnie do szaleństwa, drugiego dnia przeleżałam pół dnia z Amelką, a wieczorem byłam na Wigilii firmowej. 
Z jednej strony cieszyłam się, że jestem, ale z drugiej czułam się tam już jakaś obca, nie swoja, nie potrzebna, zastąpiona innymi, nowymi dziewczynami. Szefowa wręczyła wszystkim świąteczne premie. Wszystkim oprócz mnie. Zrobiło mi się trochę głupio, przykro i czułam się wtedy już zupełnie nie potrzebna i nie na miejscu. :| 
Bardzo nie chcę wracać do tamtej pracy i to wiem. Będę szukać czegoś nowego. Obym znalazła. 




Dni szare, ciemne, ponure. Dzisiaj wyjątkowo mokre powietrze i czai się mgła. Kiedy Amelka wstanie musimy wybrać się na zakupy do sklepu z sukienkami i elegancką odzieżą. Potrzebuję coś wyjątkowego na choinkę w OA, a później będzie jeszcze choinka z męża pracy, która odbywa się w pracy mojej obecnej, więc trzeba by wypaść. Może uda się kupić 2w1. \

Fascynacja zabawkami u Amelki trwała zaledwie jeden dzień, dzisiaj wszystkie są jednakowo nudne ;) myślę, że przyjdzie pora na nie w innym terminie. 
Obecnie ulubione zajęcie Amelki to pełzanie po całym domu, a szczególnie bardzo interesują ją gniazdka, krzesła i szuflady. Trzeba mieć oczy dookoła głowy. 

Amelka pięknie chodzi już za rączki, nadal biega w chodziku. Do raczkowania się nie zbiera, bo wygodniej jej pełzać po "wojskowemu". 

Nauczyła się budzić koło 5-6 na mleko, a później to już jej widzi mi się, czy zaśnie, czy jednak nie. Wydaje mi się, że jest to spowodowane jakimiś ruchami górnej, prawej jedyneczki. Ostatnio rano bardzo płakała, dzisiaj też, właśnie wtedy chyba najbardziej dokucza. Dopiero po podaniu czegoś przeciwbólowo przestaje płakać i zasypia zazwyczaj jeszcze, aby dospać. 

Lubi się droczyć ze mną, albo sobie "dokuczamy" :D ale gorzej jak jej coś nie spasuje i zaczyna płakać... wtedy wpadam dopiero w opały, aby ją rozbawić, hehe ;D 
Jest słodka, uwielbia łaskotki, pięknie się śmieje! 

Zauważyłam, że czasem jak jest coś nie po jej myśli to wpada w nerwy i zaczyna się płacz.. Chyba to już taki dla niej czas.

Kiedy jest czasem śpiąca albo głodna to czasem będąc w chodziku podjeżdża, łapie mnie za spodnie, przytula się do nich i ciągnie, a za chwilę krzyczy po swojemu: "mamma, ma ma, mamm, ma" - czy możliwe, że już wie? Chociaż czasami usłyszę zamiast mamy, również "babba, ba, babb" ;)
Ale trochę wygląda to jak takie świadome.. 

Dostała cymbałki, gdzie są trzy kolorowe piłeczki, potrafi wsadzić piłeczkę w odpowiedni otwór, wcisnąć ją i wyciąga, po czym powtarza czynność. :)
Ulubione zabawki to wszystko, co okrągłe! Piłeczki, baloniki i inne.. :)

Dopijam kawę i uciekam szykować się na zakupy, chociaż bardzo, bardzo nie mam ochoty. 

Jeszcze nie tak dawno Amelka była takim małym bobaskiem, a dzisiaj już taka duża z niej dziewczyneczka... :) 9 miesięczna!



sobota, 5 grudnia 2015

1 Mikołajki naszej córeczki..

Amelka za kilka dni rozpocznie 9 miesiąc swojego życia, właśnie od piątku trwają dni z prezentami, pierwszy Dzień Świętego Mikołaja.. 

Nawet nie macie pojęcia jak cieszę się ja i cieszy się moje serce, kiedy widzę, że każdy z rodziny cieszy się na widok Amelki, kiedy daje jej lalę, cymbałki, wózeczek, kostkę do zabaw, kiedy ona prezenty od bliskich odwzajemnia piskami i śmiechem. 
W końcu Mikołaj to nie tylko smutny dzień, ale od teraz dzień pełen radości i uśmiechów.

Pierwszy Mikołaj odwiedził babcię i dziadka od strony tatusia.  Tam zostawił cymbałki, śpiewającego bobasa, bluzeczkę, body i biszkopciki.



 Drugi Mikołaj przyszedł do mnie zostawiając prezenty u babci, dziadka i prababci mamusi..
We wtorek byli u mnie wujek, ciocia i Wiki z drewnianym pociągiem, a w środę odwiedziła nas ciocia Sylwia i dostałam śliczną książeczkę :)


 
Nawet taki wózek dla lali dostałam... i była w nim Zuzu...


A tutaj Mikołaj tylko od mamusi... ;)



Udało mi się spotkać dzisiaj kapcie/buciki, które będą świetnie pasować do stroju pomocnicy Świętego Mikołaja na choinkę z OA.. zastanawiam się tylko nad body.. mam do wyboru..
1) gładkie białe
2) białe z napisem: "Pierwsze Święta Amelki"
3) białe z napisem: "Amelka, pomocnik Mikołaja"

Co myślicie?:)



***

Cieszę się bardzo, że w tym roku miło spędzam ten grudniowy czas z Amelcią głównie i mężem jak jest. Oby czas minął nam miło w całym grudniu :) 

Humor mam już trochę lepszy. Jakoś pomogło mi wypisanie się w poprzednim poście. Dziękuję Wam za słowo otuchy ;)

Tymczasem mój Mikołaj od mamusi, taki tam drobiazg.. 



Jeszcze raz napiszę, bo cieszę się tym wszystkim, że jestem mega szczęśliwa, kocham to nasze małe szczęście, takie małe/wielkie szczęście, które wypełnia nasze życie po brzegi miłością, radością i wiarą w to, że można być szczęśliwym i szczęście czeka na każdego z nas, ale do każdego przychodzi w odpowiednim momencie. :)

Fajnie, że możemy spędzać czas wspólnie z rodziną, że możemy posiedzieć i porozmawiać, pośmiać się.. przecież dla takich właśnie chwil warto mieć rodzinę :) 

A teraz będę uciekać do Amelusi, pobawimy się wspólnie na dywanie, a później mama przygotuje kolację dla tatusia, który wróci z pracy po 19. 
Jutro niedziela, 6 grudnia.. spędzimy ten dzień w czwórkę (Amelcia, Beti, mama i tata), po obiedzie przyjdą do nas posiedzieć moi rodzice :) 

Grudzień w końcu staje się radosny, a czarne chmury odchodzą daleko. Oby tak było zawsze. 

* Jeśli się gdzieś powtarzam to wybaczcie, bo piszę, zerkam na małą, która wędruje sobie w chodziku i jeszcze dzwonił Pan w sprawie domu, który mamy zakupić (tutaj wszystko zmierza jak na razie ku dobremu, trwa załatwianie spraw papierkowych domu:)).

Do następnego! :)


 


Zazdrość ?

Zastanawiałam się nad tym, żeby wyrzucić z siebie te myśli jakiś czas temu. Moja głowa wydaje się czasem być tym tak mocno naładowana, jakby za chwil kilka miała wystrzelić.
Może jestem inna, może dziwna, może nie powinnam tak czuć, może nie powinnam tak myśleć, ale jednak.
Ciąża - dla mnie zupełny temat zakazany, który boli mnie gdzieś w głębi mnie. I to nie tak, że nie cieszę się tym z innymi, bo cieszę, ale boli mnie fakt, że sama nigdy w niej nie będę.
Chyba nigdy się z tym nie pogodzę.
Nie chodzi tu o sam fakt urodzenia dziecka, ale o bycie w ciąży, bycie kobietą.
Nie wiem, czy znajdę kogoś, kto czuje to, co ja.. Może jestem jednak dziwna.

Kiedy w ciąży jest ktoś z bliższych znajomych, rodziny - czuję się odsunięta, nie ważna, nie potrzebna, gorsza, do niczego nie nadająca się.
Osoba w ciąży jest ważna, każdy na nią uważa, dba.

Może stąd moje odczucia, bo ja nigdy, nie byłam tak traktowana?
Nie wiem.

Wiem, że boli mnie to, że nie będę w ciąży, przez co nie czuję się 100% kobietą.
Ból niepłodności towarzyszył mi przez 7 lat.
Na naszej drodze pojawiła się nasza córeczka, którą adoptowaliśmy i jestem z tego dumna i najszczęśliwsza na świecie, kocham ją nad życie i wiem, że jednak gdyby nie niepłodność, to byśmy jej nie mieli, ale w głębi mnie zawsze będzie "zazdrość" o bycie w ciąży.

Zauważyłam, że normalnie podchodzę do zachodzenia w ciążę przez osoby, które ja znam. Jednak jeśli zna te osoby mój mąż i w jakiś sposób bliżej (lepsi znajomi, rodzina) robię się szalenie zazdrosna.
Np. kiedy zawozi siostrę do lekarza, bo coś itp.
Wtedy moje potrzeby są nie ważne, było tak kiedy dwukrotnie siostra męża była w ciąży.
Mimo, że ja byłam pierwszym razem po stracie dziecka to potrafili wydzwaniać jego rodzice za nim, żeby zawiózł siostrę do lekarza, bo ŹLE się czuje..
Jeździł, a ja płakałam w poduszkę.

Dowiedziałam się wczoraj, że będzie miała kolejne dziecko i znów jest w ciąży.
Znów stałam się zazdrosna, znów wróciły trochę wspomnienia z czasu jak było wtedy.
Ja wiecznie odsunięta na bok, nie ważna, nie potrzebna.
Ona zawsze najważniejsza, zawsze numer jeden, wiecznie pytana jak się czuje, czy wszystko dobrze, czy czegoś jej nie potrzeba.
Nie chodzi o to, że nikt mnie wtedy nie pytał (bo byłam w żałobie), ale o to, że nie mogłam być i nigdy nie będę w ciąży.

No boli mnie to bardzo. Nic nie zrobię.

Postaram się wyciszyć. Mąż i tak nic nie zrozumie, jak zwykle.

Nie chcę, by ktoś czytający pomyślał, że np. żałuję adopcji. Broń Boże.
Adopcja dla mnie jest zupełnie inną drogą, za którą Bogu dziękuję, bo gdyby nie to nie miała bym takiej cudownej córeczki, którą kocham nad życie i oddała bym za jej życie swoje bez chwili zastanowienia!
Sprawa ciąży to zupełnie coś innego, odrębnego i nie mającego nic wspólnego z córką.

Musiałam to z siebie wyrzucić. Nie chcę pisać tutaj wszystkiego, ale no.. trochę nie fajnie się czuję.
Jestem jakaś rozbita.

Tymczasem pójdę pobawić się z córeczką.. obecnie jeździ w chodziku po całym salonie i łapie wszystko, co w zasięgu jej rączek (na szczęście tylko swoje zabawki). :)

Ehh.. 

czwartek, 3 grudnia 2015

Mikołajki coraz bliżej.. wspomnień kilka i obiecane fotki Pani Mikołajki ;)

Zaczął się grudzień, miesiąc zimowy, świąteczny, jak również ten, który wniósł w moje życie wiele smutków, bólu i cierpienia. 
Grudzień z czasów dzieciństwa wiązał się z Mikołajkami, moimi urodzinami, gwiazdkowymi prezentami, choinką, wigilią, świętami, byciem z bliskimi, kojarzył się z zapachem gotowanej kapusty z grochem, smażonej ryby, z lepieniem pierogów i uszek z kapustą i grzybami, a te babcine do dziś są wyjątkowe.. 
Niestety los sprawił, że grudzień stał się dla mnie miesiącem smutnym i wprowadzającym w smutek..

Grudzień 2002r.- zmarł mój jedyny i ukochany dziadziuś, z którym byłam bardzo związana, a po jego śmierci rodzina bardzo oddaliła się od siebie, wszystko się zmieniło całkowicie. Bardzo przeżyłam jego stratę, bo wszystko zadziało się z dnia na dzień. 

Grudzień 2008r.- strata naszego Aniołka Zosi, informacje o chorobie, długie oczekiwanie na wyniki badań, pobyt w szpitalu, a ostatecznie zabieg i długa żałoba.

Grudzień 2009r. - wypadek w wyniku którego zginęły dwie osoby, jedną znałam, kilka koleżanek ze studiów rannych z poważnymi obrażeniami, ja sama transportowana do szpitala helikopterem, z podejrzeniem poważnym urazu kręgosłupa, bardzo dużymi ranami głowy. Właściwie cudem ocalała, dochodząca do siebie bardzo długo. 

Napisałam tak skrótem, grudzień jest ciężkim dla mnie miesiącem. Często powracają niestety wspomnienia. Nie użalam się nad sobą, bo uważam, że dzięki temu, co mnie spotkało dziś jestem w stanie powiedzieć, że jestem silna i potrafię walczyć z trudnościami. W końcu nie ma nic za darmo. Dzisiaj wiem, że życie kieruje nas wyznaczonymi już ścieżkami i nie koniecznie wiele możemy w nich zmieniać mimo tego, że mamy wolną wolę wyboru. Wybieramy to, co nam pisane. 
Mówią, że kierujemy życiem sami, ale to wszystko, jak kierujemy zapisane jest gdzieś rękami Bożymi. 

Nigdy nie myślałam, że zostanę mamą adopcyjną i przeżyję coś tak cudownego, chociaż w głębi mojego serca zawsze wyobrażałam sobie taki obraz, że: "Przyprowadzamy wraz z mężem do naszego domu małą dziewczynkę, która już chodzi, mówi, rozumie, więc pewnie mającą gdzieś około 3-4 latek i mówimy jej, że to jest jej dom, jej pokój, że my jesteśmy jej rodziną, że ją bardzo kochamy i jest dla nas najważniejsza na świecie!". Dziewczynka z tego obrazu jest spokojna, cicha, może trochę wystraszona, bo zmienia miejsce zamieszkania, taka zagubiona w pewnym sensie. 
A może po prostu w tej dziewczynce widziałam czasem małą, drobną cząstkę siebie z pewnych powodów. Sama nie wiem. 

Wiem tylko, że zawsze nawet po kursie w OA myślałam, że nie mamy szans na malutkie dziecko. Spodziewałam się takiego rocznego dzieciaka i gdyby nie decyzja sędziego pewnie takie dziecko byśmy dostali. Gdyby nie dał nam Amelki do domu, to czekali byśmy na nią właśnie tak długo, że przychodząc do nas miała by już roczek. Bo nawet gdyby wtedy do nas nie trafiła to czekali byśmy już tylko na nią, bo wiedzieliśmy po telefonie, że to Ona, że to nasze dziecko. 
Urodziła się dla nas. Bóg wiedział, co robi. 
Mimo tego, że bardzo mało chodzę to kościoła to jestem od czasu, gdy trafiła do nas Amelka bardzo wierząca, bo przecież kiedyś po wszystkich grudniowych wydarzeniach z mojego życia straciłam tą wiarę i gdzieś się zagubiłam. I było chwilami bardzo ciężko, wręcz fatalnie, nawet mąż miał dość wszystkiego, jednak wytrwaliśmy i mimo kłótni, sprzeczek, problemów dnia codziennego, odmiennych zdań na różne tematy i zupełnie dwóch różnych charakterów to chyba kochamy się jeszcze gdzieś tam ;) bo w końcu tak bardzo wiele przetrwaliśmy, a przecież nikt nam nie kazał. 


Taki to właśnie dzisiaj wpis, moje wspomnienia, które w grudniowe dni krążą po mojej głowie i wwiercają się w moją pamięć, nie chcąc zostawić mnie w spokoju. Na szczęście ten grudzień i te Święta będą radosne, bo odnaleźliśmy sens naszego życia, którym jest nasz mały cud i prawdziwy dar od Boga. Nasza mała córeczka.
Spotkało nas ogromne szczęście i wiemy to doskonale. 
Nasze dziecko, jest najmniejszym dzieckiem, jakie było w całej historii OA oddane tak wcześnie rodzicom adopcyjnym i za to i za nią, za takie wielkie szczęście będę dziękować Bogu do końca. <3
Chociaż tak na prawdę nie ma znaczenia to, że była taka malutka, najważniejsze, że jest ONA, nasza mała córeczka :) 

***
Jeszcze słów kilka na zakończenie. Bo zdjęcia obiecane Mikołajkowe są jak widać. 
Wczoraj dostaliśmy telefoniczne zaproszenie na Choinkę OA, która odbędzie się przed samymi świętami i będzie to około 100 dzieciaków naszego OA. Cieszymy się bardzo, że jednak będziemy, miło będzie móc spotkać się ze wszystkimi z grupy i z naszymi Paniami z OA. Myślę, że będzie fajnie. 
Ważne, że coś takiego organizują, bo przecież dla dzieci też ważne są takie właśnie spotkania. 
Amelka nie wiele z niego zapamięta, ale i dla nas będzie to wyjątkowy dzień. 
Panie z OA są bardzo podekscytowane tym dniem, nie dziwię się! :) 
A na zdjęciach spódniczka i opaska z pierwszego zdjęcia to strój na choinkę, będzie pomocnikiem Mikołaja, do stroju dołączą jeszcze białe rajstopki i czerwone papucie z reniferkami. :) 


Amelka coraz częściej używa słowa: "Mama" i wydaje mi się, że nie jest to typowe :" mama mamamama mamam" tylko woła biegnąc za mną w chodziku:" Ma Ma" , "MaMa", "Mama". 
A moje serce rozpływa się jak gorąca czekolada pod wpływem ciepła. 


W piątek jedziemy na Mikołajki na wieś, tam będą dzieciaki szwagierki i dziadkowie, a w niedzielę do nas przychodzą moi rodzice do Amelusi. :) 


 

Jeszcze informacja z ostatniej chwili. 
Dzwoniłam do sądu wczoraj. Nic nowego oprócz tego, że sprawa w toku, ale niestety zakończenia w tym roku nie będzie, ponieważ się nie wyrobią po prostu, bo zanim co, będą zaraz święta, nowy rok i dopiero po nowym roku wszystko. Dlatego wyżej napisałam, że przecież mogliśmy jednak dostać dziecko roczne. Gdyby nie decyzja sędziego to tak by było, ponieważ dziecko nasze po dziś dzień ma nieuregulowaną sytuację prawną i nadal nie było by do adopcji przygotowane. 
Dzięki Bogu i decyzji sędziego jest z nami. 


Odezwiemy się po Mikołajkach.